poniedziałek, 9 marca 2015

6

Nazywam się Blanka Pabliszewska, mam szesnaście lat, nie znam żadnego Oliwiera, nie byłam nigdy na spotkaniu dla ludzi, którzy uważają się za Dzieci Księżyca i nie jestem potworem! No dobra, sama nie wierzę w te słowa. Może to głupie, ale czuję się jak jakaś dziewczyna z taniego horroru. To przecież nie ma sensu! Wczoraj pogryzł mnie Oliwier i przez to powoli zamieniam się w wilkołaka? Brzmi jakbym była nawiedzona. Ale jeśli przestanę się kontrolować to mogę nawet skrzywdzić Igora! Wytrzymam to, może da się to jakoś odkręcić... Nie chcę do końca swojego zasranego życia zamieniać się w wilka!
- Co jest? - zmierzył mnie wzrokiem Emil, kiedy usiadłam przy nim na betonie opierając się o mury bloku.
Wykrzywiłam się tylko zginając nogi. Nie zadowoliło go moje milczenie, bo spojrzał mi prosto w oczy.
- Powiesz mi w końcu co się stało? Skąd ta wielka rana? - przez promienie słoneczne na jego twarzy mogłam dostrzec bruzdę, która świadczyła o tym, że najwidoczniej się o mnie martwi.
- Poznałam takiego chłopaka - zaczęłam, ale się zawahałam, jego oczy zabłysły z zazdrości? - No ale, okazał się kretynem... - podsumowałam lakonicznie.
- Skrzywdził cię? - zapytał, tak jakby był gotowy go pomścić.
- Nie... No w sumie, można tak powiedzieć. Ale z resztą nie ważne. Nie był dla mnie nikim ważnym - skłamałam.
 - Chodziliście ze sobą? - nie lubiłam kiedy był taki ciekawy, nie miałam ochoty do zwierzeń, ale chyba tylko tyle mi pozostało.
- Nie wiem. Ja w ogóle nie wierzę w miłość. Ludzie zaczynają się spotykać, bo mają dość samotności, chcą zapomnieć o swoich problemach i uważają, że "ukochany" im pomoże. Świat nie jest taki kolorowy. Myślisz, że istniałby ktoś taki, który potrafiłby mnie kochać? Wyglądam jak facet! Chyba zakochałaby się we mnie jedynie  kobieta, która przez przypadek pomyliłaby mnie z mężczyzną - prychnęłam.
 Uśmiechnął się. Oparł swoją głowę o moje ramię i wyszeptał patrząc gdzieś w dal :
- Jeśli ktoś jest zakochany, to ta druga osoba jest dla niego najpiękniejsza. Chociaż inni uważają, że ma za dużo tu i tam, albo ma budowę mężczyzny.
 Spojrzałam na niego badawczo. Od kiedy on zna się na takich sprawach? Nigdy nie miał dziewczyn. Ba, nigdy nawet żadnej nie podrywał. Miałam mu to wykrzyczeć prosto w twarz, ale postanowiłam się powstrzymać.
- Dobra skończymy już ten temat, bo wiesz, że nienawidzę gadać o takich rzeczach. Poza tym oboje wiemy, że jestem zbyt agresywna jak na dziewczynę - uśmiechnęłam się nieszczerze, bo nie potrafiłam z nim tak beztrosko rozmawiać jak dawniej.
Zbyt ona piękna, zbyt mądra zarazem, zbyt mądrze piękna, stąd is­tnym jest głazem. 
 Zarumieniłam się mimowolnie. Schowałam twarz pod kapturem i spojrzałam w prawo udając, że przyglądam się beztrosko bawiącym się dzieciom.
- Z takimi tekstami, to każda dziewczyna za tobą poleci - zażartowałam w końcu.
- To tylko Szekspir. Może i każda, ale nie taka jak ty.
 Dziwnie się czułam teraz w jego towarzystwie. Te jego słowa brzmiały tak naiwnie i mdlę, że trudno uwierzyć, że to właśnie on je wypowiedział. Dobrze, że skończyliśmy tę pogaduszkę, która w ogóle nie miała sensu. Na klatce schodowej  spotkaliśmy Kwiatkowską. Wyrzucała śmieci. W worku można było dostrzec puszki po karmie dla kotów i w zasadzie tyle. czasem zastanawiam się, czy ona w ogóle coś je, czy woli, żeby jej zasrane kotki nie chodziły głodne? Spojrzała na nas spod łba. Miała na sobie niebieski sweter i czarną spódnicę, a włosy ułożone na papilotach.
- Dzień dobry, pani Kwiatkowska - przywitał ją z miłym uśmiechem Emil, ja natomiast milczałam, nie miałam zamiaru się do niej odzywać po tym jak nasłała na nas opiekę społeczną.
 Pokiwała tylko głową i mierząc mnie wzrokiem zeszła na dół. Czułam, że zaraz wybuchnę! Z trudem powstrzymałam się przed tym, żeby nie zepchnąć ją ze schodów. Wstrętne babsko! Emil otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Jego mieszkanie było bliźniaczo podobne do naszego, to znaczy było takie same, nie licząc syfu. Wnętrze było wysprzątane do tego stopnia, że w świetle blat stołu błyszczał nieskazitelnie. Pokój Emila nie był duży. Przy ścianie stało wąskie łóżko idealnie pościelone, a obok małe drewniane krzesełko. Zwróciłam uwagę na książki leżące na szafce. Czytając tytuły byłam zdziwiona, że nagle zaczął interesować się fantastyką. Miałam właśnie go o to zapytać, ale on wyciągnął jakieś koperty spod materaca. Usiadł na łóżku, a ja poszłam w jego ślady.
- Mama pewnie schowała je przede mną. Może myślała, że załamię się tak jak ona, ale one mi pomagają...
 Podał mi rozerwane starannie koperty. Zachęcił mnie spojrzeniem do ich otwarcia. W środku były pożółkłe już kartki wydarte z zeszytu. Rozłożyłam zgięty papier na pół i odczytałam zgrabne pismo.

Kochany syneczku!
Dziś kończysz pięć latek. Rośniesz jak na drożdżach, mamusia wysłała mi Twoje zdjęcie. Kiedy przyjadę musisz mi opowiedzieć co u Twojego psiaka, którego przygarnęliście. Bardzo za tobą tęsknię, ale wiesz tu nie jest tak źle mam kilku kolegów, którzy Cię pozdrawiają.
Ściskam i całuję 
Tatuś

W kopercie było też zdjęcie. Wysoki, ciemnoskóry mężczyzna o błyskających, czarujących niemal czarnych oczach w mundurze i  karabinem na plecach salutujący z uśmiechem. Jego tata był do niego bardzo podobny. Pierwszy raz go widziałam. Spojrzałam ukradkiem na Emila, chcąc porównać ich ze sobą. Uśmiechał się, tak jakby przypominał sobie najpiękniejsze chwilę z dzieciństwa.
- Mam tego na prawdę dużo - w końcu wypalił podając mi kolejne listy - Niektóre są zaadresowane do mamy, ale one nie są aż tak optymistyczne. W nich nie owija w bawełny i mówi jak jest. Pisze, że jest ranny, że stracił swojego przyjaciela, ale ciągle przypomina, że bardzo ją kocha. Jest też telegram... - zawahał się, ale podał mi go do rąk.

Jacob Willams zginął podczas wybuchu 20 stycznia 1983 roku. Wszyscy składamy szczere kondolencje. 

To musiało być straszne. Sześcioletni chłopiec dowiaduję się przez telegram, że jego tata zginął na wojnie. Przeszła mnie gęsia skórka na samą myśl. Jego mama była wtedy bardzo załamana i z resztą nie dziwię się, po stracie ukochanej osoby nie jest tak łatwo się pozbierać. Ale minęło już dziesięć lat, a ona wciąż zadręcza się stratą swojego męża. Kilka miesięcy później zmarła moja mama. Pamiętam jak trzymałam ją za rękę, jak tata gładził ją po włosach i całował w blady policzek. Czuła się spełniona, obok niej leżał Igor, cały i zdrowy, lecz przy porodzie nastąpiły komplikację. Miała wybrać dziecko, albo ona. Bez wahania podjęła decyzję i w ostatnich chwilach swego życia tuliła się do swojego syna. "Witaj synku, widzimy się po raz pierwszy, ale ja muszę się już z tobą pożegnać" - tak pewnie myślała całując Igorka w czółko. Wyszeptała do ojca, żeby zajmował się nami, a on cały w łzach pokiwał tylko głową. Uśmiechnęła się bezsilnie, a jej ręka w moim uścisku zrobiła się bezwładna. Piskliwy dźwięk z urządzenia, do którego była podłączona oznajmił koniec jej życia.
- Popatrz na to - wsunął mi do ręki kolejny list, a ja wybudziłam się z transu i przestałam rozmyślać o śmierci mamy.

Kochana Julio!
Tęsknie za Tobą. Nie jest teraz łatwo. Przepraszam, że ostatnio mało piszę. Teraz to nawet prawie nie śpię, ale kiedy już zasnę śnię tylko o Tobie. Odkąd wyjechałem minęło 321 dni. Wiem, bo liczę każdy zachód słońca. Każda chwila bez Ciebie jest stracona i nie ważna, mam tylko jedno marzenie być przy Tobie. Już niedługo będę, mam nadzieję, że będziesz cierpliwa. 
Twój Kochany Jacob

Chyba nie powinnam tego czytać. To listy prywatne, zaadresowane do jego matki. Czuję się jakbym grzebała w czyiś rzeczach. Raczej jego ojciec nie chciałby, żeby ktoś czytał jego wyznania miłosne do swojej żony. Zanim zdążyłam zaprotestować wepchnął mi kolejny list.

Kochana Julio!
Wojna wciąż trwa. Nie wrócę tak szybko do domu, to jest pewne. Wczoraj zostaliśmy zaatakowani. Ledwo wyszedłem bez szwanku, to znaczy prawie, bo postrzelone przedramię to nic w porównaniu z tym co się tam działo. Nie będę Ci martwił opowieściami co konkretnie się wydarzyło. Z dziennika na pewno wszystkiego się już dowiedziałaś. Chcę ci tylko powiedzieć, że Will zginął. Sam nie mogę w to uwierzyć, ale niestety to prawda. Swoim ciałem obronił jakiegoś dzieciaka. Nie wiem skąd się tam wziął. W naszych oczach zostanie bohaterem. 
Twój kochany Jacob

Po przeczytaniu kilkunastu listu wyszłam z mieszkania pod pretekstem zrobienia kolacji. Miałam mętlik w głowie. Skoro Emil mi to pokazał znaczy, że mi ufa, a ja idiotka czułam, że się od siebie oddalamy. Przekręciłam klucz w drzwiach i niezdarnie je otworzyłam. Odruchowo zebrałam ze stołu paczki po papierosach, butelki po winie i wyrzuciłam je bezceremonialnie do kosza. Poczułam, że coś łaskocze mnie w kostki. Zerknęłam na dół i uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Jak tam Bestia? Gdzie Igorek? - pogłaskałam ją po grzbiecie.
- Blanka! - krzyczał Igor rzucając mi się na szyję.
Przytuliłam się do niego mocno. I pomyśleć, że w każdej chwili mogę go stracić... Nie chcę o tym myśleć. Teraz pragnę, żeby mój umysł kompletnie się zresetował. Wolę pustkę niż taki chaos.
- A ten chłopak tu dziś przyjdzie? - zapytał puszczając moją szyję.
Poczułam skręcanie żołądka. Oliwier... Jeszcze przed chwilą uważałam go za przyjaciela, ba może nawet za kogoś ważniejszego! A teraz... Teraz nic nie myślę, oszukał mnie, ale jednak...
- Nie. Ten chłopak już tu nie będzie przychodził. Przecież mówiłam, że kocham tylko ciebie, głuptasku - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
 Padam na twarz. Marzę o miękkiej poduszce i kołdrze. Biegnę do łazienki, myję zęby nie zaglądając do lustra, wchodzę pod prysznic, przeczesuję włosy i po dziesięciu minutach leżę już w łóżku.Próbuję o niczym nie myśleć, nie chcę mieć koszmarów. Gdybym tylko miała jakieś środki nasenne bez namysłu bym je zażyła. Zamykam oczy. Tak bardzo pragnę snu, takiego bez zmartwień, wyłączenia się na chwilę z wszystkich problemów. Kiedy czuję, że powoli odpływam przeszywa mnie dreszcz. Z pokoju obok słyszę przeraźliwe szlochanie. Igor! Wstaję błyskawicznie nie zwracając uwagi na kapcie leżące na podłodze. Błagam, żeby to nie ojciec! Proszę, żeby nic mu nie zrobił! Przerażona otwieram drzwi z wybitą szybą. Ułożona w nieładzie kołdra, a pod nią Igor kuli się ze łzami. Nie ma ojca, myślę oddychając z ulgą.
- Co jest? - pytam siadając tuż obok niego.
- Śnił mi się tata - jąkał przez łzy - Trzymał coś dużego, nie wiem co to. Chciał cię uderzyć. I.. i chcieli mnie zabrać! Takie panie!
- To tylko koszmar - przytuliłam go - Czasem się takie zdarzają. Chcesz, żebym została z tobą?
Pokiwał tylko głową, a ja nakryłam nas oboje kołderką i gładziłam po jego lśniących włoskach.
- Zaśpiewaj mi coś - poprosił mnie wciąż powstrzymując łzy.
Nie znałam żadnej piosenki. Nigdy nie byłam jakoś muzykalnie uzdolniona, żeby to trenować. Nie mogłam mu odmówić, bo rozpłakałby się jeszcze bardziej. W głowie szukałam choć najbardziej idiotycznej piosenki. Kompletna pustka. Wszystkie, które uczyłam się w szkole teraz tak po prostu wyleciały mi z głowy. Igor chyba coraz bardziej się niecierpliwił, bo zaczął kopać nogami i wtedy przypomniała mi się kołysanka, którą znalazłam w dzienniku Oliwiera. Nienawidziłam go teraz, ale w sumie przydał się tylko do pocieszania zapłakanego brata.

Zamknij swe oczęta, słodko je już zmróź. 
Zobacz na jagnięcia, a potem na pędy róż.
 Ty nie jesteś zły, a ja jestem z nim. 
Nic mi nie pomoże, więc tak słodko mów:
 Szary grzbiet, pazury też, długie białe kły, 
nie przeszkodzą mi, bo ja wciąż nie jestem zły.
 Wilczycy nie przelęknę się, ona prędzej boi się mnie. 

Kiedy kończyłam ostatni wers usłyszałam ciche westchnienie. Zasnął, pomyślałam. Teraz kolej na mnie. Byłam ta zmęczona, że chyba odpłynęłam po kilku minutach. 
 Dziwny pisk! Rozejrzałam się dyskretnie dookoła. Nikogo nie było. Gdzie ja jestem? Za mną znajdował się zielony las pokryty srebrzystą mgłą. Liście szumiały na wietrze, a jeziorko połyskiwało w słońcu. Zrobiło mi się zimno. Palce zaczynały zamarzać, a wiatr dmuchał mi prosto w twarz. Wyciągnęłam dłonie przed siebie, ale... Coś mnie zatrzymało. Jakaś bariera pomiędzy mną nie pozwoliła mi się wydostać. To była szyba. Waliłam w nią pięściami, ale była zbyt mocna, żeby tak łatwo można było się z niej wydostać. To pułapka, pomyślałam. Przede mną wyrósł jak spod ziemi Emil. Ubrany był na czarno, a oczy połyskiwały mu od łez. Stał po drugiej stronie nie mogłam się do niego przedostać. Wrzeszczałam, ale na próżno. Jego twarz wykrzywiła się z bólu. Cierpiał, ale dlaczego? Nagle za nim dostrzegłam małą postać. Rozczochrany chłopiec ze smutną minką tulący się do jego nogi. Igor. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę dlaczego płaczą... Stali nad grobem. 
Blanka Pabliszewska
urodzona 18 maja 1977 roku 
zmarła 24 listopada 1993 roku

Przeszył mnie dreszcz. Przecież ja żyję! Wrzeszczałam jak opętana, ale oni składali kwiaty na mym grobie. Emil wziął Igorka na ręce, a on pomachał tak jakby żegnał się ze zmarłym. 
- Wiesz dlaczego nie żyjesz? - poczułam zimny oddech na szyi. 
Odwróciłam się gwałtownie, a serce biło mi jak oszalałe. Przede mną stał Oliwier. Był teraz bledszy niż zawsze, jego cera była biała jak śnieg. Oczy iskrzyły się swoim nieskazitelnym błękitem, a włosy jak zwykle miał idealnie ułożone. Z ust ciekł mu strumyczek krwi. Patrzył na mnie dziwnie... Jak drapieżnik na swoją ofiarę. 
- Jesteś tu bo wyrzekłaś się bycia człowiekiem. Chcąc być nieśmiertelna musiałaś się zaszyć na całą wieczność w tym o to pięknym królestwie - uśmiechnął się szyderczo wskazując na las. 
W tafli wody zobaczyłam swoje odbicie. On miał rację! Nie byłam człowiekiem byłam wilkiem!
 Zerwałam się jak poparzona. Obudziłam się oblana potem. Ciarki wciąż miałam na plecach. To sen, to tylko głupi koszmar. Spojrzałam w lewo. Przytulony do kołderki tuż obok mnie z uśmiechem na ustach spał Igor. Nic mu nie jest, tak samo jak mi. Muszę się przyzwyczaić do koszmarów, bo na pewno będą pojawiać się często.
    Maszerowałam sama w kierunku przystanku autobusowego. Wyszłam dziś trochę wcześniej, nie mogłam wytrzymać w domu. Pewnie Emil będzie się o mnie martwił, ale poprosiłam Igorka, żeby na wszelki wypadek powiedział, że już wyszłam. Wciąż drżałam. Nie dało się ukryć przejęłam się tym nocnym koszmarem. Dwudziesty czwarty listopada... To wypada za tydzień. Bałam się tej daty, to dziwne, bo zaczynałam zachowywać się jak psychicznie chora. Nie zwracałam na nic uwagi starałam się skupić na swoich stopach. To było trudniejsze niż myślałam ciągle rozpraszał mnie widok dziwnego psa prowadzonego na smyczy przez starszą kobietę, albo jakiś plakat, na którym napisana była informacja o zagubionej dziewczynie. W końcu poddałam się widok, który zobaczyłam był godny uwagi, więc przestałam gapić się na podarte, szare trampki. Przede mną oparty przy murze siedział siwiejący mężczyzna. Miał pokrytą licznymi zmarszczkami twarz, poszarzałe, brudne ubrania, a tam gdzie powinna znajdować się lewa noga była prowizoryczna proteza z drewna. Sam ten mężczyzna nie powinien mnie zaskoczyć. Mało tu jest bezdomnych? Ale nie chodziło o niego. Właśnie w tym momencie całowała go w policzek prześliczna dziewczynka, która promieniowała zaraźliwą radością. Jej śliczne rude włosy zaplecione były w warkocz, a oczy błyskały zaciekawionymi, zielonkawymi tęczówkami. Sukienkę miała rozkloszowaną, ale podkreślała jej wyjątkowo smukłą sylwetkę. Pomimo, że wyglądała na około dwanaście-trzynaście lat było pewne, że w przyszłości wyrośnie na przepiękną kobietę. Nagle zdziwiłam się i spojrzałam za siebie. Dziewczynka machała najwidoczniej do mnie, bo za mną nie było zupełnie nikogo.
- Cześć! - krzyczała podbiegając do mnie - Mam na imię Anastazja. Jestem niestety siostrą bliźniaczką Eryka, którego zapewne znasz ze spotkań ADK. Strasznie dużo mi o tobie opowiadał. Pewnie mu się spodobałaś - puściła mi perskie oko - Jesteś podobno nowa, tak przynajmniej bredził Eryk.
 Nieśmiało tylko się uśmiechnęłam. Widać, że ta dziewczyna jest okropną gaduła, ale skoro cechuję ja taka gadatliwość, to chyba powinnam ją zapamiętać z tego nieszczęsnego spotkania.
- Ja jestem z wami dopiero od dzisiaj - uśmiechnęła się i odpowiedziała tak jakby czytała mi w myślach - Poprosiłam Eryka, żeby mnie ugryzł. W końcu się zgodził, no i jestem! - skazała z dumą na swoją bliznę pod kolanem - Zazdrościłam mu zawsze. Miał za dużo atrakcji, a ja nic! Żyję w nudach, a jedyną moją atrakcją jest podsłuchiwanie rodziców - uśmiechnęła się łobuzersko - W końcu jestem starsza o trzy minuty od swojego brata i muszę być za niego odpowiedzialna nawet podczas przemiany. Jemu jest trudniej, bo jest tylko pół-wilkołakiem. Przemiana jest bardziej bolesna - wzdrygnęła się.
- Jak to pół-wilkołakiem? - zaciekawiona po raz pierwszy przemówiłam.  
- No bo widzisz... Wcześniej został wampirem, a potem no sama wiesz... Trochę jest mu głupio, bo wampiry to odwieczni wrogowie wilkołaków, a on jest tak jakby częścią obu tych przedstawicieli.
- To tak można? - wystawiałam ze zdziwienia oczy. Pewnie głównie z tego powodu, że dowiadywałam się, że potwory z horrorów nagle istnieją na prawdę.
- Jasne. Tylko jest dużo problemów. Po pierwsze wielki ból. Po drugie bliznę i wampirze kły trudno zamaskować. Po trzecie ma się trzydzieści procent mniej życia niż osobnik takiego gatunku. No i najgorsze sam nie wiesz kim jesteś, w razie wojny masz wątpliwości po której stronie stanąć.
 W głębi duszy współczułam Erykowi, biedny dwunastolatek był skazany na pewną śmierć. Ale jednocześnie cieszyłam się, że jestem tylko wcieleniem jednej bestii. Wykrzywiłam usta w grymasie i spojrzałam z zaciekawieniem na bezdomnego, który nam się przyglądał.
- To mój przyjaciel - powiedziała Anastazja zdając sobie sprawy, że zastanawiam się właśnie nad tym - Teraz każdy kto nie ma domu jest moim przyjacielem. Dużo pomagam ludziom, bo niedługo będzie za późno. W sumie robię to dla siebie, chcę uczynić jak najwięcej dobrych uczynków, może wtedy te wszystkie głupoty zostaną mi wybaczone.
 Co takiego mogła zrobić dwunastolatka, że pragnie nadrabiać to pomocom bezdomnym? Wtedy właśnie pojawił się autobus. Pożegnałam się z Anastazją, a ta pobiegła radośnie do starca okrywając go kocem. Stanisław za kierownicą jak zwykle kończył palić swojego papierosa. Wzięłam bilet za dwa pięćdziesiąt i usiadłam gdzieś w głębi autobusu. W środku nie było prawie nikogo. Żadna plotkara nie obgadywała mnie za plecami, żaden starszy facet nie opowiadał jak w wojsku dobrze strzelał, ani żadna dziewczyna nie chwaliła się poprzednia randką. Ta cisza sprawiała, że powoli się uspakajałam. Oddychałam ciężko licząc każdy wdech i wydech. Przecierałam podkrążone oczy ciesząc się samotnością.
- Możemy pogadać? - nagle usłyszałam głos tuż obok siebie.
Odwróciłam się zdenerwowana, że ktoś .śmiał przerwać moje degustowanie się ciszą. Błękit oczu sprawił, że stałam się bezsilna. Chcąc się uspokoić po prostu zamknęłam oczy, licząc na to, że jak je otworze zdam sobie sprawy, że to tylko sen. Ale.. On dalej tam stał! Jak śmiał, w ogóle próbować ze mną porozmawiać! Westchnęłam rozzłoszczona, lecz  Oliwier patrzył na mnie błagalnie, tak jakby prosił mamę, żeby pozostać na podwórku jeszcze przez parę minut.
- Jeszcze raz chciałem cię przeprosić - zaczął, ale ja odwróciłam głowę - Tak, tak jestem kretynem, idiotą, bestią, potworem, wilkołakiem, nikczemnikiem...
- Nie zapominaj o palancie - wtrąciłam, na co on szczerze się uśmiechnął.
Położył mi jakiś pakunek owinięty w szary papier i wyszeptał : - Błagam nie wyrzucaj tego zanim nie otworzysz.
Chyba zdawał sobie sprawę, że z dalszej rozmowy nic wyniknie, bo natychmiast zniknął. W sumie od momentu kiedy poznałam uroczą Anastazję zaczęłam na to wszystko patrzeć jakoś inaczej. Jednym ruchem rozwiązałam sznureczek, który otaczał pakunek.

Wszystkiego najlepszego z okazji nowego, podłego życia u boku idioty. Wybaczysz mi, ja to wiem.  

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Obok liściku znalazłam nabity pistolet, przypominający ten z gangsterskich filmów i srebrny sztylet. Wychodzi na to, że chcąc nie chcąc muszę wpakować się w to bagno.

8 komentarzy:

  1. Super rozdział czekam na następny. I o co chodzi z tym pistoletem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko zaczyna się komplikować. Blance śnią się dziwne i przerażające sny mówiące o jej śmierci, Emil zaczyna coś podejrzewać, jej sytuacja rodzinna wciąż nie ulega poprawie, spotyka jakieś zdumiewające osoby i wciąż nie rozumie, jaki tak naprawdę cel miał w tym wszystkim Oliwier. Niech on nie będzie taki pewny, że ona mu wybaczy. W końcu zmienił jej życie raz na zawsze, tak właściwie to dał w pewnym sensie nowe. Nie chciała go, a on zrobił sobie, co chciał.
    Wzruszyły mnie te listy taty Emila do jego mamy, lecz najbardziej ten do samego Emila. To musiało być straszne dla całej rodziny, bo nagle jej podpora gdzieś tam daleko zginęła, zostawiając ich samych na świecie. Jego mama wciąż jest z tego powodu w traumie i wcale jej się nie dziwię.
    Już wcześniej podejrzewałam, a teraz jeszcze bardziej, że Emil czuje coś więcej do Blanki niż tylko przyjaźń. Po tym, co jej powiedział... On chyba po prostu nie ma odwagi wyznać jej wszystkiego, co powinien. Mam jednak nadzieję, że wreszcie się przełamie, bo byłabym za ich związkiem. W końcu bardzo do siebie pasują i naprawdę ich lubię ;)
    Czekam na kolejny rozdział, bo strasznie mnie zaciekawiłaś, pozdrawiam i życzę mnóstwa weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejo ^^

    Rozdział świetny. Wszystko nam się pojawia powoli i robi się coraz ciekawiej.
    Czyli tak:
    Blanka zaczyna się przekonywać co do wilkołactwa? Powinna, bo nie wiadomo, czy istnieje na to lek. Co jeszcze ciekawsze - Emil... ech, czy tylko mi się wydaje, że będzie ciekawy wątek miłosny?
    A właśnie! Oliwier! Jak mi go żal... ale mógł powiedzieć jej wcześniej, że jest wilkołakiem a nie gryźć tak od razu.
    A ten sen... no po prostu ja odpadam! Przerażające... Tak śnić o swojej śmierci... Brrr.
    Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Okej... Robi się coraz ciekawiej. :D Rozdział jest świetny! :D
    Oliwier jest... fajny! :D Szkoda tylko, że tak ją ugryzł :c no cóż...
    I fajnie, że to się dzieje w przeszłości! :D
    I no... Ciekawy sen Blanka miała. ;-; Straszny, nawet bardzo. ;-; A ten sen to nie telepatia czy coś? Że Oliwier jej wiadomość przekazuje?
    No jest super! :D

    PS.
    Zapraszam na nowy rozdział ;)
    http://gabikasia-hp-fanfiction.blogspot.com/2015/03/ja-i-draco-rozdzia-22.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Och! Naprawdę jest mi strasznie głupio, że zjawiam się dopiero teraz. Wybacz mi kochana! Ale ja,naprawdę miałam sporo do czytania...
    No! To do rozdziału! :D Baaardzo mi się podobał. Naprawdę! Jestem zachwycona tą historią, ko ja naprawdę ją uwielbiam! :*
    Och! Mam nadzieję, że Blanka w końcu przekona się do swojej natury. Współczuję jej...
    Wiesz? Bardzo wzruszyło mnie to wspomnienie, jak matka bohaterki umierała. Naprawdę chciało mi się płakać :'( To takie smutne. I jeszcze ojciec nie dotrzymał obietnicy, bo nie opiekuje się nimi.
    Ha! I Oliwer się pojawił! ♡ Hehe. Fajny sposób przekazywania widomości xD
    Przepraszam kochana, że się nie rozpisuję, ale jest już późno... Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko i ślę całusy! :***
    PS. W wolnej chwili zapraszam do mnie! :*
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
  6. Wybacz mi, że dopiero teraz, ale wiadomo - skleroza nie boli! :D
    Rozdział ciekawy. Emil na 100% czuje coś do Blanki i to pewnie od samego początku, ale ona biedna zajęta bratem i w ogóle bagnen życiowym, nie zdołała tego zauważyć... Listy ojca Emila smutne, a wspomnienie Blanki o matce wzruszające. Rozśmieszyło mnie pytanie Igorka, czy przyjdzie Oliwier i odpowiedź siostry. ;)
    Zobaczymy co dalej... Czy Blanka wybaczy Oliwierowi?
    Dzisiaj mam już dość rozpisywania się. Nadrobię to następnym razem! :D
    Oceanu weny :*
    ~Rebecca~

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyjemnie się czyta, więc nie przestawaj i pisz dalej. Roździał na tyle, mnie zaciekawił, że cofnę się i przeczytam poprzednie. ;:)
    Pozdrawiam!
    dum-spiro--spero.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawy i wyczerpujący tekst ;) super oby tak dalej!
    Zapraszam do mnie www.probki-zafriko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń