Czas z Oliwierem płynął tak szybko, że nawet nie zwróciłam uwagi kiedy zrobiło się późno. Dużo rozmawialiśmy. Opowiadał głównie o sobie, o mnie prawie nie wspominaliśmy, ale to lepiej. Nie chciałam mu się zwierzać ze swoich problemów. On jednak, nie czuł wobec mnie żadnego dystansu bez chwili zastanowienia, czy może mi zaufać snuł opowieści o tym jak spotkał ojca obściskującego się z inną kobietą, jak jego matka załamała się na wiadomość o rozwodzie i o tym jak poznał po raz pierwszy Laurę. W sumie spotkali się nie dawno, jakieś pięć miesięcy temu, bo romans ojca trwa od roku. Oboje za sobą nie przepadali. Matka Laury była wdową, po tym jak trzy lata temu jej mąż zginął śmiercią tragiczną w Stanach, gdzie pracował jako taksówkarz. Pierwsze spotkanie wyglądało dość dziwnie."To twoja druga mama Oliwierze, a to twoja siostra". Laura nie chciała mieć nowego ojca, bo jej matka już przestała zwracać tylko i wyłącznie na nią uwagę. Natomiast Oliwier nie potrafił pogodzić się z tym, że rozwalił ich rodzinę. Po kryjomu chcieli zniszczyć ten związek, lecz ich działania były nieudane.
- Blanka, czekałem na ciebie! Mówiłaś, że będziesz u Jackowskiej. Byłem u niej i powiedziała, że w ogóle do niej nie przyszłaś.
Przede mną stał Emil. Miał spuchnięte oczy i rozciętą wargę. Na brodę ciekła mu krew, a jego brązowe oczy błyskały ze smutkiem.
- Co ty śledzisz mnie? - wybuchłam przekręcając klucz w drzwiach.
- Ja po prostu się martwiłem. Ostatnio dziwnie się zachowujesz. Zmieniłaś się... Teraz w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Pamiętasz jak było przedtem? Mówiłaś mi o wszystkim, a teraz czuję, że ciągle coś przede mną ukrywasz. Co jest grane?
Zagryzłam policzek od środka. To była prawda. Ostatnio nie mówię mu wszystkiego, prawie w ogóle się nie spotykamy no i Oliwier...
- Co ci się stało ? - odwróciłam się do niego wskazując na okrwawione usta.
Nie odpowiedział. Tylko skierował wzrok na dół. No tak, rasizm. Pewnie ktoś go pobił, tak bez przyczyny. Szedł sobie spokojnie ulicą, a tu jeden z nich krzyczy "Patrzcie Czarnuch!", no i się zaczęło... Szkoda, że Emil nie potrafi się bronić. Kopnęli go w brzuch, przyłożyli mu z pięści w twarz, no, a on ledwo uszedł z tego cało.
- Jutro się spotkamy i powłóczymy się cały dzień - obiecałam wchodząc do mieszkania.
Jak zawsze od samego progu przywitał mnie niemiły zapach alkoholu. Rozejrzałam się w około i w myślach liczyłam porozrzucane, puste butelki. Położyłam plecak na podłodze i bez namysłu wbiegłam po schodach. Za każdym razem kiedy mam wejść do pokoju Igora modlę się, żeby wszystko było w porządku, żeby ojciec po pijaku nie zrobił mu krzywdy. Powoli otwieram skrzypiące, drewniane drzwi. Ciężko oddycham i wycieram spocone ręce o jeansy. "Będzie dobrze, co złego może się stać?" - powtarzam sobie i zerkam przez uchylone drzwi. Przede mną na dywaniku siedział Igor zaplatając ręce na kolanach. Weszłam do pokoju, usiadłam przy nim opierając się o ścianę. Nie poruszył się. Objęłam go ramieniem i potargałam po włosach.
- Co jest mały? - zapytałam śmiejąc się, tak, żeby przestał myśleć o całym tym koszmarze.
- Tatuś tu był... i, i był bardzo zły - jąkał przez łzy - Zamknąłem się w pokoju, tak jak kazałaś, ale on... zniszczył - wskazał na drzwi, którymi dopiero przechodziłam.
Nie zauważyłam tego, ale rzeczywiście miały roztrzaskaną szybę, a kawałki szkła leżały na podłodze. Igor musiał przeżyć wielki szok. Przytulając się do niego, czułam jak bardzo wali mu serce. Pocałowałam go w policzek, który był czerwony i ciepły od łez. Dlaczego ojciec jest takim potworem? Dzieciak schował się, przerażony, a ten robiąc awanturę rozbija szybę w drzwiach. Znając życie Kwiatkowska mając takie ciekawe informację podsłuchiwane przez ścianę rozpowiedziała już wszystkim mieszkańcom. Igor powiedział, że ojciec poszedł jakieś pół godziny temu do sklepu (oczywiście, żeby się zaopatrzyć). Nagle wzdrygnęłam się. Coś twardego uderzyło w okno. "Cholera znów ci kretyni z drugiej d " - pomyślałam. W końcu ostatnio napadli Emila, a innym razem popisali drzwi Kwiatkowskiej - no w sumie jej się należało. Podeszłam do okna i podparłam się na łokciach. Nie wiem dlaczego, ale na moich ustach pojawił się uśmiech. Otworzyłam okno, a do mnie pomachał Oliwier z kamieniem w ręce.
- Mogę wejść? - zapytał swoim uwodzicielskim tonem.
Nie wiem dlaczego, ale pokiwałam twierdząco głową. Czy zapomniałam o chlewie w mieszkaniu?
- Jaki numer? - krzyczał z przyłożoną nad oczami dłonią tak jak ci kolesie z telewizji kiedy uderzają kijem golfowym i sprawdzają jak daleko poleciała piłeczka.
- Dziesiątka! - wrzasnęłam trochę zbyt głośno.
Powiedziałam Igorowi, że będziemy mieć gościa, na to on przetarł oczy i skrzywił się niezdarnie. Rozpuściłam włosy i ukradkiem zerknęłam do lusterka. Nie lubiłam swojego odbicia. Wyglądam jak potwór w ciele człowieka. Kwadratowa szczęka przypomina rysy mężczyzny, zbyt duże ramiona wyglądają dziwnie z moimi widocznymi obojczykami, a usta były zbyt wąskie. Jednak cieszę się, że ani trochę ie przypominam typowego plastika. Nienawidzę się malować, nawet chyba nigdy nie nakładałam sobie kremu na twarz. W moich uszach rozległ się dzwonek. Szybko zeszłam na dół i podeszłam pod drzwi. Cała rozpromieniona położyłam rękę na klamce i otworzyłam je. Wtedy uśmiech z moich ust błyskawicznie zamienił się w grymas.
- Dobry wieczór. Zostałam przysłana z opieki społecznej w ramach sprawdzenia waszych warunków życiowych. Czy pani jest pełnoletnia?
- Nie. Tata niedawno wyszedł z domu, ale ja chyba mogę tymczasowo, to znaczy przez kilka godzin opiekować się młodszym bratem, prawda?
- Tak, jeśli twój tatulek nie przychodzi nawalony do domu - wtrąciła się Kwiatkowska odwracając się na klatce schodowej.
Oczywiście nasłała na nas opiekę społeczną, a teraz jeszcze stara się pogorszyć sytuację. Menda, niech lepiej sama pokażę w jakich warunkach mieszka ona i jej banda kotów. Szczupła kobieta o intensywnie czerwonych ustach i w zielonej marynarce weszła do naszego mieszkania zapisując notatki i spoglądając w różne miejsca. Widać było, że zaszokował ją widok pozrywanych zasłon, popękanych szyb, obrzyganych dywanów i butelek, które znajdowały się dosłownie wszędzie. Oparłam się o ścianę i przyglądałam się jej uważnie. Nie pozwolę, żeby zabrała nas do domu dziecka, a szczególnie Igora. Zrobię wszystko, żeby tego uniknąć. Mały i tak dużo przeżywa i nie pomoże mu w tym kolejne tragiczne doświadczenie. Staram się, żeby nie miał aż tak paskudnego dzieciństwa, ale jak widać nie wychodzi mi.
- A gdzie jest twój brat? - zapytała.
- Na górze. Kiedy usłyszałam dzwonek zostawiłam go i zeszłam na dół. Skąd mogłam wiedzieć, że to panie? - wzgardziłam wzrokiem Kwiatkowską, która udawała, że nie może otworzyć drzwi na korytarzu.
- Czy mogę go zobaczyć? - zapytała zamykając notes.
- Nie! - krzyknęłam. Jestem przewrażliwiona, ale nie mogę dopuścić do tego, żeby go widziały, przecież one chcą go zabrać! - Proszę się stąd wynosić! Niech pani pilnuję swoich spraw i nie słucha nawiedzonych starych bab, które chcą upodlić wszystkich sąsiadów! Proszę wyjść i nie wracać, nie życzę sobie pani w moim mieszkaniu.
Kobieta krzywo uśmiechnęła się, przetarła ręce i zamykając drzwi wyszeptała:
- Przyjdę tu jeszcze, ale nie w takich pokojowych zamiarach.
Rzuciłam w jej stronę ze złości pustą butelkę wódki, która roztrzaskała się o zamykające się drzwi. I tak uważa naszą rodzinę za patologiczną, więc nie muszę się hamować. A poza tym co ją to obchodzi co robię. Wróci tu, żeby zabrać Igora. Wyobrażam sobie, jak siedzi sam na łóżku w jakiejś szarej dziurze i płaczę krzycząc przez sen "Zabierzcie mnie stąd!". Z czarnych myśli wróciłam do rzeczywistości kiedy usłyszałam po raz drugi dzwonek do drzwi. Co ta kobieta jeszcze chce? Mało jej było? Otworzyłam ze złością drzwi.
- Przepraszam. Winda się zepsuła i trochę to trwało. Wszystko w porządku, Blanka?
Uśmiechnęłam się lekko. W drzwiach stał Oliwier. Gładka biała cera lśniła w mroku mieszkania, a morskie oczy lekko błyskały. Wpuściłam go do środka, a on rozejrzał się w około. Zaskoczył mnie na plus. Nie przeraził go widok meliny urządzonej przez ojca, po prostu patrzył takim wzrokiem jakby interesowały go tylko i wyłącznie drewniane meble. Zaprowadziłam go na górę, weszliśmy do pokoju Igorka.
- Cześć. Jestem Oliwier, a jak ty masz na imię, kolego? - uśmiechnął się do niego kucając.
- Igor - wybąkał cały poczerwieniały nie podnosząc wzroku. Udawał, że nie widzi nic poza futerkiem Bestii, która mruczała przy jego nóżkach.
- Śliczny kotek - zagadał Oliwier gładząc Bestię po grzbiecie.
Czułam się po raz pierwszy w swoim domu nieswojo. Było mi wstyd za ten chlew, ciekawe co sobie o mnie pomyślał. Mieszkanie meneli? W sumie to prawda i nie ma się co oszukiwać. Skoro opieka społeczna zaczęła się nami interesować to raczej dobrze nie jest.
- Kochasz Blankę? - zapytał podnosząc wzrok i puszczając Bestię, która korzystając z okazji wymknęła się z pokoju.
Oliwier poczerwieniał. Pierwszy raz go takiego widziałam, chociaż w sumie nie wydaję się to dziwne, bo ledwo go znam.
- Jesteś głodny Igor? Może zrobić ci kanapki?- zaproponowałam, żeby zakończyć tą krępującą ciszę.
- Pomogę ci - zaproponował Oliwier wstając z podłogi.
Kiedy schodziliśmy po schodach ciągle się uśmiechał, a ja nie wiem dlaczego czułam się jeszcze mniejsza i słabsza. Weszłam do kuchni. Wstyd mi było otwierać pustą lodówkę i wyrzucać butelki po alkoholu, ale wtedy on złapał mnie za rękę i spojrzał prosto w oczy. Uśmiechał się swoim uwodzicielskim spojrzeniem, a jego platynowe włosy były wciąż idealnie zaczesane.
- Jesteś piękna - wyszeptał mi do ucha, po czym objął moją twarz.
Poczułam ciarki na plecach. Oparł swój nos o mój, a ja czułam jego lekki oddech. Czy on chcę mnie pocałować? Jeszcze nigdy się nie całowałam! Jak pójdzie coś nie tak uzna mnie za idiotkę! Uspokój się Blanka, nie myśl jak gimnazjalistka. Byłam cała spięta, chyba to wyczuł bo odrobinę się oddalił. Nie kontrolując się objęłam go w pasie i przyciągnęłam bliżej. I znów ten uśmiech... Otworzył lekko usta i dotknął nimi moje wargi. Długie, zgrabne palce nagle znalazł się w moich poplątanych włosach. Czułam jego ciepło na sobie. Jesteśmy zbyt blisko, pomyślałam. Po chwili zorientowałam się, że zamknęłam oczy. To było głupie. Kiedy je otworzyłam i widział ten błękit... Ciągle trzymałam go w pasie, czułam jego twarde plecy, a on całował mnie, a raczej oboje się całowaliśmy.
- Nie było tak źle, co nie? - wyszeptał w końcu gładząc mnie po włosach.
Zapomniałam o wszystkim. Myślałam tylko o nim. Miałam go przed oczami i nie mogłam nasycić się jego widokiem. Mężczyźni nie powinni być piękni, ale on wydawał się po prostu boski! Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegałam? Przecież wyglądał zupełnie tak samo. Kiedyś uważałam go za przeciętnego chłopaka z wielką blizną, a teraz widzę przystojniaka, który właśnie mnie pocałował! Nie mogę się powstrzymać! Ogarnij się, powtarzam sobie ciągle! Delikatnie całował moją szyję, a ja oparłam się na jego klatce piersiowej. Muszę przyznać, był umięśniony...
- A jednak ją kochasz! - usłyszałam głos i nagle oderwałam się od Oliwiera.
Przed nami stał Igor trzymający w ręku małego pluszowego misia. Patrzył na mnie jakby nas przyłapał na czymś okropnym. A może to było okropne? Nie wiem, ale chyba tego nie żałuję. Kucnęłam przy nim i wyszeptałam mu do uszka:
- Tylko ciebie kocham, braciszku - i pocałowałam go w policzek.
Na to on uśmiechnął się i wystawił tryumfalnie język Oliwerowi, tak jakby to on wygrał jakieś zawody. Na korytarzu było słychać przekleństwa. Pewnie ojciec wraca nachlany do domu. Kazałam Igorowi uciekać na górę, ale co zrobić z Oliwierem? Drzwi otworzyły się. Stanął w nich ojciec. Miał starą, podarta koszulę w kratę i wyblakłe spodnie. W ręku trzymał do połowy pełną butelkę wina.
- Kogo ty, do cholery przyprowadziłaś? - zapytał wskazując palcem na Oliwera.
- Uciekaj! - krzyknęłam do niego, lecz on stał i gapił się z nienawiścią na mojego ojca.
Pokręcił głową. Nie mogę dopuścić, żeby i jego skrzywdził! Złapałam kuchenny nóż i skierowałam na swoją rękę.
- Uciekaj, albo się zabije! - wrzasnęłam, a on spojrzał na mnie błagającym tonem, ale gdy odcięłam sobie kawałek skóry i na jej miejscu znalazła się krew, wyszedł z mieszkania bez słowa.
- Kto to był?! - krzyknął, kiedy drzwi zamknęły się za Oliwierem.
- Co cię to obchodzi? Nie interesowałam cię odkąd wybrałeś alkohol, nie rodzinę, więc po co się teraz wtrącasz?
Moje słowa wkurzyły go i kierował się do mnie chwiejnym krokiem. Nie boję się go. Jest tylko pijakiem, który zrobi wszystko za odrobinę wódki. To już nie jest mój ojciec, nie jest nim odkąd uderzył mnie w twarz po pijaku. Nie jestem buntowniczką, a to, że do niego nie czuję nic, nie oznacza, że nie mam serca.
- Nie dotykaj mnie! Bo inaczej poderżnę ci gardło! - zacisnęłam mocniej nóż, a po dłoni popłynęła mi krew. Nie chcę się z nim bić. Nie będę zniżać się do poziomu menela. Ja też nie jestem święta, ale nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego swojej rodzinie. Staliśmy na przeciwko siebie. On trzymał butelkę, a ja nóż. W sumie mieliśmy równe szanse, bo zawsze można rozbić szkło na głowię, ale czy jest zdolny aż tak nienawidzić własnej córki? Zawsze gdy był pijany miał problemy z równowagą. Tak też było tym razem. Po kilku minutach osunął się na ziemię.
Chociaż dzisiaj poszłam położyć się wcześniej nie mogłam zasnąć. Nie jestem przyzwyczajona do takiego nadmiaru wrażeń. Przypomniała mi się historia, kiedy razem z Emilem uciekaliśmy z domu. Ojciec na mnie nawrzeszczał, a on miał dość dokuczania"kolegów". Namówiłam go na ucieczkę za miasto. Nie zabraliśmy ze sobą zupełnie nic. Pierwsze trzy kilometry szliśmy pieszo, a wtedy zatrzymał się jakiś samochód. Kierowca wydawał się miły. Zapytał gdzie idziemy, a my wyznaliśmy mu, że uciekamy. Z biegiem czasu dopiero teraz zauważam, ze to było dziwne. W ogóle nas nie skrytykował, nawet twierdził, że podjęliśmy słuszną decyzję. Wywiózł nas za miasto tak jak obiecał, ale potem nie chciał nas puścić. Zaprowadził nas na skraj lasu i niestety okazał się psychopatą. Chciał nas pozabijać, bo pragnął się wzbogacić na sprzedaży naszych nerek. Uciekliśmy w ostatniej chwili. Kopnęłam go trzy razy w nogę, a Emil ugryzł go w rękę. To tymczasowo go unieruchomiło i jakoś z tego wyszliśmy.
Spojrzałam na zegarek. Pierwsza trzydzieści osiem. Wstałam z łóżka, przetarłam oczy, założyłam kapcie i szlafrok. Po cichu wymknęłam się z domu. Na dworze było ciemno. Z trudem znalazłam drogę, którą wskazał mi Oliwier. Chciałam wejść do mojego raju na ziemi! Przez długi korytarz ledwo się przepchnęłam. Nie wiem jak to możliwe, bo przecież w dzień jest tak samo kompletnie ciemno, to jednak w nocy trudniej się tędy przedostać. W końcu stanęłam odsuwając od siebie liście paproci, mogłam podziwiać ten drugi świat. Teraz las wyglądał bardziej tajemniczo. Lekka mgła unosiła się nad niebem, a wszystko wydawało się bardziej mroczne. Rozejrzałam się dookoła. Byłam tu zupełnie sama. Usiadłam na pniu, który pozostał po ściętym drzewie. Nagle usłyszałam jakiś szelest. W końcu zorientowałam się, że pobyt w tym miejscu w nocy nie był za dobrym pomysłem. Przecież to zwykły las, pełen dzikich zwierząt i nie wiadomo czego tam jeszcze.
- Auuuuuuuuuuuuuu! - usłyszałam wycie prawdopodobnie wilka.
Zerwałam się na nogi. Będzie dobrze, powtarzałam sobie. Powoli tyłem kroczyłam do wyjścia, aż w końcu z zarośli wyskoczył srebrzysty wilk. Z jego pyska wypływała piana, oczy miał niebieskie i przekrwawione z wściekłości. Cała drżałam, nie wiedziałam co robić. Nie mogę stać bez ruchu, bo za raz na mnie skoczy z tymi swoimi kłami, ale gdy spróbuję uciec, nie zdążę, bo on mnie dogoni. Dlaczego nie jestem dobra w bieganiu!? Potrafię biec szybko, ale po chwili się męczę. Czy wystarczy mi sił, żeby uciec? Wilk stał wpatrując się prosto w moje oczy, widziałam jak podnosi łapę, chcę skoczyć prostu na mnie! Mój oddech był coraz szybszy, wzięłam się w garść i... rzuciłam się pędem w stronę wyjścia! Nie czułam prawie nóg, ciężko stąpałam po ziemi, a on leciał tuż za mną. Nie zdążyłam! Był szybszy. Złapał mnie za nogę i pociągnął do siebie. Jego ślina spływała na moje ciało. Nie czułam obrzydzenia, na to nie było czasu, próbowałam pogodzić się ze śmiercią. Żegnaj Igorku, mówiłam w myślach, kiedy zwierzę zaczęło gryźć moją skórę tuż nad obojczykiem. Przeszył mnie tępy ból. Zaciskając oczy i zęby próbowałam go od siebie odepchnąć. Lewa ręką wyczułam kamień i biorąc go uderzyłam wilka gdzieś nad okiem. Zawył. Korzystając z okazji uciekłam potykając się o własne nogi. Trzymałam miejsce ugryzienia dłonią, bo krew płynęła tak szybko, że częściowo nie mogłam jej inaczej powstrzymać. Jeszcze kawałek, jeszcze kilka metrów. Biegłam teraz przez ulicę sycząc z bólu.