- Odczep się od Oliwiera! Ile razy muszę ci to, idiotko powtarzać?
Nie boję się gróźb Laury. Co ona mi niby zrobi? Pobije? Zabawne. Prędzej połamie sobie paznokcie. Nie zależy mi jakoś na tym chłopaku, widziałam go tylko trzy razy i nic poza tym. Nie czuję do niego kompletnie nic, nie jest moim znajomym, ani przyjacielem. Jednak lubię się droczyć z tą tapeciarą.
- Bo jak nie to co? Naślesz na mnie mafię? Okaleczysz? Oblejesz mnie kwasem? Weź się nawet nie ośmieszaj.
Czułam, że ją szlag trafia. Poczerwieniała i ze złości zaciskała dłonie. Och jaki to uroczy widok. Uważaj, żeby ci się rzęsa nie odkleiła, pomyślałam. W końcu triumfowałam. Przez tyle lat musiałam cierpieć przez to babsko, aż w końcu zaczęłam ją mieć po prostu w dupie. W sumie powinnam jej za to podziękować, dzięki jej stałam się silniejsza i wytrwalsza. Po incydencie z muszlą klozetową, kiedy chciała włożyć mi do niej głowę postanowiłam się zemścić. Niestety nie miałam sprzymierzeńców i to jest właśnie minus bycia szkolnym pośmiewiskiem. Jednak Emil próbował mi pomóc. Podkreślam PRÓBOWAŁ. Nic z tego nie wyszło... Nie mieliśmy dość dobrego planu, ale nigdy nie zrezygnowaliśmy. Kiedy mi już trochę odpuścili, bo uznali, że ciekawiej wyśmiewać kolor skóry Emila, niż mojego ojca stawiłam się w jego obronę. Na początku oczywiście uznali mnie za wariatkę, gdy mówiłam, że pożałują, ale wkrótce doszli do wniosku, że nie kłamałam. Miałam chyba dziesięć lat, kiedy porządnie pobiłam dwóch kolesi. Oczywiście miałam sprawę u dyrektora, a ojciec w domu nagrodził mnie laniem, ale było warto. Wchodząc do szkoły czułam się jak Napoleon po wygranej bitwie. Podobno jednemu złamałam rękę, a drugi dostał mocno w łopatki. Mimo to nic sobie z tego nie robiłam, należało im się.
- Masz jakiś problem? - naskoczył na mnie Krystian.
Parsknęłam śmiechem. Krystian to nowy chłopak Laury. Są ze sobą od tygodnia, co jest naprawdę wielkim wyczynem, bo poprzedni szczycił ją swoja obecnością przez trzy dni. Krystian jest wysoki, ma chyba metr osiemdziesiąt, jest brunetem o piwnych oczach. Nie jest jakiś zabójczo przystojny - jest po prostu przeciętny. Może to głupie, ale nigdy nie bałam się ataku ze strony większych. Sama jestem niska, ale mam siłę w dłoniach. Kiedy byłam mała tata uczył mnie podnosić ciężarki. Oczywiście nie ważyły sto kilo, ale zawsze dla dzieciaka jest frajda kiedy zdaję sobie sprawy, że jest wystarczająco silny.
- Czy ona ci coś zrobiła, Lauruś? - spojrzał na swoją "ukochaną", która aktorsko łkała.
Pff kretynka. Tylko na tylą ją stać? Powinna mieć swój honor. Nasyła jakiś mięśniaków, dlatego, że się sprzeciwiłam, żałosne. Krystian zacisnął ze złości zęby ( udawał, że się przejął ) i z agresją uderzył mnie w brzuch. Zgięłam się w pół, krzyżując dłonie. Nie ryczałam, nie mogłam ryczeć! Musiałam udowodnić, że nie jestem słabą kretynką jak ona! Kiedy mogłam utrzymać już równowagę wyprostowałam się i spojrzałam na niego z nienawiścią. Czułam jak serce mi łomoczę, a oddech wydaję się dziwnie ciężki. Uniosłam w górę zaciśniętą pięść i uderzyłam go w szczękę. Widziałam jak jego głowa pod wpływem siły obraca się w lewo. Odwrócił się po kilku sekundach z ust płynął mu strumyczek krwi. W jego oczach dostrzegłam dzikość. Przeszył mnie strach, do czego on jest zdolny? Ciężko oddychał przez nos i zaciskał wargi oblane w czerwonej krwi. Stałam bez ruchu. Nie miałam odwagi przesunąć się ani krok do tyłu, po prostu gapiłam się na każdy jego gest, wsłuchiwałam się w każdy wdech, aż nagle... Rzucił się na mnie jak jakieś zwierze, zacisnął dłonie na mojej szyi, brakowało mi powietrza. Czy on mnie udusi? Ostatkiem siły na oślep kopnęłam go nogą. Nie mam pojęcia gdzie dostał ale natychmiast się zerwał i jęknął z bólu. Wstałam podtrzymując się na łokciach. Wygrałam? Nie mogę tak tego określić.
- Dlaczego uderzyłaś kolegę? - zapytał dyrektor zamykając drzwi od gabinetu.
Milczałam. Nienawidziłam tego miejsca jak wszystkiego co mnie otaczało. Obdrapane biurko, okno z widokiem na paskudne osiedle, stary zielony dywan, przypominający sweter ciotki Zośki. Dyrektor też nie był jakoś nadzwyczajnie miły. Znał mnie już bardzo dobrze, nie raz wpadałam do niego na dywanik, przez bójki. Usiadł przede mną na lekko dziurawym fotelu i spojrzał mi prosto w oczy. Walczyłam ze sobą, żeby nie odwrócić wzroku. Denerwuję mnie kiedy ktoś tak bezczelnie się na gapi. Jego wielkie szare oczy przypominały mi wszystkie okrucieństwa jaki doznałam w tej szkole. Jego twarz z pozoru przyjazna pokryła się licznymi zmarszczkami, a na jego głowie dostrzegłam resztki siwych włosów. Czyżby to wszystko go przerastało? Postarzał się odkąd pierwszy raz przyszłam do szkoły. Miał wtedy idealnie gładką cerę, szeroki uśmiech i bujną, brązową czuprynę. Teraz przed sobą widzę człowieka w podeszłym wieku, zmęczonego swoim życiem.
- Dlaczego znów kogoś pobiłaś? - dopytywał podkreślając każde słowo.
- A dlaczego to ja znów zostałam oskarżona? Nie ważne, że się broniłam, co z tego, że mógł mnie udusić. Pan by się ucieszył jeden gnojek mniej na tym świecie...
- Wystarczy! - trzasnął dłonią w stół i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
Ja wciąż w sobie czułam złość najchętniej skoczyłabym mu teraz do gardła, ta jego spokojna mina przyprawiała mnie o mdłości. Wolałabym, żeby krzyczał, mścił się na mnie, krytykował moją bezmyślną głupotę i agresywność, ale on po postu patrzy jak na bezbronne dziecko.
- Jak myślisz na jaką karę zasłużyłaś? - zapytał lakonicznie.
Tak bardzo wnerwiają mnie te podchwytliwe pytania.Wiadomo, jeśli powiem, że jestem bez winy wyśmieje mnie i dołoży mi karę za bezczelność, a jeśli zaproponuję żeby nie sugerował się litością w nadziei, że zrobi inaczej odpowie, że to świetny pomysł.
- Na szczęście to nie ja wymierzam wyrok - oznajmiłam po dłuższej chwili patrząc w sufit.
Prychnął. Nie no to już szczyt chamstwa! Jego trzęsące się dłonie powędrowały do kieszeni i po chwili wyciągnął papierosa.
- Pozwolisz, że zapalę? - zapytał wkładając sobie to świństwo do ust.
- A co jeśli nie pozwolę? - odpowiedziałam pytaniem i oparłam plecy o krzesło.
Podszedł do okna, zapalił zapalniczką papierosa i gapił się na bawiące się dzieci. Czułam się niepewnie. Niby przyszłam tutaj, żeby porozmawiać o moim karygodnym zachowaniu, a tutaj takie coś! Cholera...
- Uważam, że powinien pan rzucić to świństwo - odezwałam się niepewnie, tylko po to, żeby przypomnieć mu o swoim istnieniu - Taki daje pan przykład młodemu pokoleniu?
- Mówi to ta, która pobiła swojego starszego kolegę.
Nie odwrócił się. Przez moment chciałam uciec, może akurat by mnie nie zauważył, ale w sumie to beznadziejny pomysł. Byłam po prostu w potrzasku.
- Mogę wyjść? - zapytał po dziesięciu minutach milczeniach.
Pokiwał tylko głową, a ja z ulgą zamykałam drewniane drzwi.
Już po wszystkim, myślałam kiedy wychodziłam ze szkoły. Krystian był u higienistki, nic mu nie jest. Ma tylko rozdarte dziąsło, ale zęby zostały nienaruszone. Ja natomiast wciąż czułam ogromny ucisk w brzuchu. Na szczęście skończyło się tylko na dużym, niebieskawym siniaku. Spojrzałam na zegarek. Piętnasta dwadzieścia cztery. Pewnie ojciec wrócił już nachlany do domu. Igor został bez opieki, mimo, że ma sześć lat jest mądrym chłopcem i wiem, że nie będzie robił głupstw. Nie mogę się rozerwać. Muszę wybrać między szkołą a opieką nad Igorkiem. Już tyle godzin nauki opuściłam, że nie mogę pozwalać sobie na kolejne braki. Na dodatek muszę jeszcze muszę żebrać o popołudniową pracę, bo przecież każdy grosz się liczy.
- Cześć Blanka! - przywitał mnie chłopak stojący tuz przed szkołą.
No świetnie chłopak z autobusu - Oliwier. Spojrzałam do tyłu w poszukiwaniu Laury. Siedziała na ławeczce z torbą w nogach i gapiła się prosto na mnie. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- No witaj Oliwierze! - powiedziałam tak głośno, żeby mogła to usłyszeć.
Pocałowałam go niepewnie w policzek i złapałam za rękę. Widziałam, że jest niepewny i zdziwiony, ale musiałam jakoś zemścić się na Laurze. Miał ciepłą, delikatną dłoń z długimi palcami. Pierwszy raz trzymałam się z jakimkolwiek chłopakiem za rękę, co z tego, że tylko dla zemsty, ale liczy się. Kiedy wyszliśmy za ogrodzenie szkoły puściłam jego rękę i zatrzymałam się w miejscu. Czyli teraz nadszedł ten czas na wyjaśnienia... W końcu zrozumiałam, że Oliwier przygląda mi się w dziwny sposób. Jego duże, ciemno-niebieskie oczy były skierowane prosto na mnie. Uśmiechał się krzywo swoim uwodzicielskim spojrzeniem, jak typowy chłopak z komedii romantycznej. Jego skóra była blada, prawie tak samo jak moja, a włosy miał zaczesane prosto do tyłu. Błękitna bluza tak bardzo pasowała do jego oczu. Wysunął dłoń i kciukiem muskał mnie po twarzy. W końcu obudziłam się z transu. Odwróciłam głowę i lekko skrzywiłam usta.
- Co jest? - zapytał niewinnym tonem - Przed chwilą złapałaś mnie za rękę, pocałowałaś w policzek, a teraz...
- Przepraszam - wypaliłam - Czy Laura Janicka jest twoją dziewczyną?
Jestem bezczelna, ale zarazem konkretna. Chcę po prostu wiedzieć na czym stoję. Bo jeśli on ma z nią coś wspólnego to nie odezwę się do niego już nigdy w życiu. Nagle z jego ust znikł uwodzicielski uśmieszek i pojawiło się zakłopotanie. Aha, więc to prawda, pomyślałam.
- Wiesz to jest bardziej skomplikowane... - czułam, że uchodzi ze mnie powietrze - Pamiętasz jak opowiadałem ci o moim ojcu? - to musiało być pytanie retoryczne, bo rozmawialiśmy o tym kilka godzin temu, więc tylko znacząco pokiwałam głową.
- Jakieś dwa lata temu zostawił moją matkę, tak po prostu bez słowa. Po krótkim czasie dowiedziałem się, że miał kochankę, chciałem przywalić mu w twarz, dupek jeden. Oczywiście mamie o tym nie powiedziałem wystarczająco przez niego cierpiała. Jego panienką okazała się matka Laury, więc w gruncie rzeczy chcąc nie chcąc Laura jest moją przybraną siostrą.
Krzywo się uśmiechnęłam. Współczuję mu. Mieć takiego ojca to nic z porównaniu z tym, że musiał wybrać sobie taką kobietę. Gdybym była na jego miejscu chybabym nie wytrzymała i albo bym się pocięła albo po prostu bym zwariowała. Staliśmy tak bez słowa. Cisza była dla mnie okrutną męczarnią. Jednak sama nie chciałam jej przerywać. W końcu Oliwier odwrócił się i chciał odejść. Odruchowo złapałam go za rękę i wyszeptałam coś nie zrozumiałego typu "Zostań". Uśmiechnął się bezgłośnie i spojrzał na mnie tymi swoimi morskimi oczami. Nie mam pojęcia dlaczego, ale przy nim czułam się naga, wstydliwa. Patrząc na niego zaczynałam mieć coraz większe kompleksy. Dlaczego on tak na mnie działał? Czułam się głupio w wytartych jeansach, starej koszulce i w podartych trampkach. W dodatku moje włosy były rozczochrane i nie dały się ułożyć. Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech i po chwili zaczęłam tego żałować. Przecież zachowuję się jak typowa gimnazjalistka! Mam szesnaście lat, chodzę do technikum, jestem poważna, mam swoje problemy i nie mogę się tak zapominać! Poprosił mnie żebym poszła za nim. Na szczęście nie trzymał mnie za rękę. Miałam ją tak mokrą od potu, że pewnie by mnie wyśmiał. Czułam się lekko spięta, ale przecież zawsze byłam sztywniaczką. Może to po prostu dlatego, że nie byłam sam na sam z żadnym chłopakiem, nie licząc Emila, który był dla mnie prawie jak brat. Szliśmy w milczeniu, co jakiś czas wydawał tylko komendy np. "tędy", albo "już nie daleko". Ulice były puste. Nie widzieliśmy żadnego samochodu. Co jakiś czas po drodze turlały się puste butelki po alkoholu, albo pijani mężczyźni powoli trzeźwieli leżąc na chodnikach. Odwracałam wzrok. Miałam dość takich widoków, wystarczyły mi emocję dostarczane w domu.
- To tutaj - zwrócił się do mnie Oliwier wskazując niewielkie przejście pomiędzy dwoma blokami.
Niepewnie pochyliłam się i weszłam w nieznaną mi przestrzeń. Było ciemno. Nie widziałam kompletnie nic, nawet zarysu swojej dłoni. Musiałam schylać głowę, ale na szczęście mój niski wzrost ułatwiał sytuację.
- Idź cały czas prosto - sugerował Oliwier, a ja nie miałam powodu, żeby go nie słuchać.
Tylko, żebym się nie potknęła - błagałam samą siebie. Dłońmi mogłam podtrzymywać się ściany, która była wilgotna. W powietrzu unosił się niemiły zapach,. przypominał zgniliznę. Coraz ciężko było oddychać, a końca dalej nie było widać. Po kilku minutach Oliwier powiedział, że będziemy musieli się czołgać przez kilka metrów i będziemy już na miejscu. Ciężko opadłam na brzuch, tak jakbym była dziesięć kilo cięższa. Zamknęłam oczy. W sumie nie było różnicy kiedy miałam je otwarte. Trzeba było więcej ćwiczyć na wf! Krzyczałam sama na siebie kiedy zaczynałam mieć zadyszkę. Zawsze zwracałam tylko uwagę na siłę, wszystko przez ojca, za wszelką cenę chciałam się postawić ojcu. Przez to zaniedbywałam inne dyscypliny, które mogłyby mi się teraz przydać. Z resztą jak ważny jest sport, w obliczu głodu i pijaństwa ojca? Poczułam coś na ramieniu. błyskawicznie otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie, że to ręka Oliwiera. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy wyszliśmy z tego tunelu.
- No i jak ci się podoba? - zapytał zerkając na mnie.
Z wrażenia aż otworzyłam szeroko usta. Przede mną rozprzestrzeniał się las. Zielona trawa spokojnie kołysała się na wietrze, słońce przebijało się przez drzewa, a ptaki pogwizdywały nad błękitnym niebem. Rozglądałam się we wszystkie strony. Nie mogłam uwierzyć, że coś tak pięknego znajduję się w naszym mieście. Jeden tunel prowadzi do starego, obskurnego miasta, zniszczonego przez wojnę i do krainy, której po prostu nie da się opisać. Uwielbiam zielony kolor, ale nie wiedziałam, że takie odcienie w ogóle istnieją. Z oddali słychać było szum rzeczki, a pod stopami charakterystyczny dźwięk liści.
- Tak właśnie wyobrażam sobie raj - wyszeptałam.
Usiedliśmy razem na ziemi, ja wciąż nie mogłam dowierzać w piękno, które mnie otacza. Nie chciałam stąd wychodzi, pragnęłam tu zostać, chciałam tu umrzeć, chciałam po prostu zapomnieć o wszystkich problemach, które czekają mnie po drugiej stronie.
- Pamiętasz jak po raz pierwszy się spotkaliśmy? - zaśmiał się prosto w moje ucho, na co lekko się wzdrygam.
Pokiwałam twierdząco głową. Jak mogłam nie pamiętać, skoro to było wczoraj? Czy on na prawdę nie wie o czym rozmawiać? Jednak nie zwracałam na niego uwagi, wolałam snuć marzenia o tym jak zamieszkuję nad brzegiem jeziorka zakładam małą rodzinkę ja - mój przyszły mąż i dwójka dzieci. Wyobrażam sobie jak czterolatki pluskają się w wodzie, jak uśmiecha się do nich zmęczony mężczyzna, który właśnie wrócił z polowania, jak ja gotuję obiad z mięsa sarny... To wszystko wydaję się monotonne, nudne, stare, ale ja właśnie chciałabym takie życie. Bez obaw, że nie wystarczy mi pieniędzy, bez ciągłej ucieczki przed ojcem...
- Miałem wtedy jedenaście lat, byłem głupim smarkaczem - zaczął, a ja spojrzałam na niego z ciekawością - Mój przyjaciel, był z resztą jeszcze głupszy ode mnie. Zaczął się wyśmiewać z twojego chłopaka...
- Nie mam chłopaka - odruchowo zaprotestowałam.
- Naprawdę? To dlaczego ciągle chodzisz z takim wysokim, ciemnoskórym brunetem?
Czułam, że płoną mi policzki. Męczą mnie tego typu rozmowy.
- A skąd wiesz, że ciągle z nim chodzę? - zapytałam ironicznie.
Miałam nadzieję, że teraz on obleje się rumieńcem, ale nie... Podniósł tylko wysoko brew i krzywo się uśmiechnął. Spojrzałam na dół, trudno patrzeć komuś prosto w oczy, szczególnie kiedy się go prawie w ogóle nie zna i jest się z nim sam na sam.
- Mniejsza z tym. Mój kolega po prostu igrał z życiem, bo kiedy oczerniał twojego przyjaciela - i tu podkreśl to ostatnie słowo - pojawiłaś się ty i dosłownie rzuciłaś się na niego. Dostał parę razy w rękę i w nos, oczywiście niewinny ja też oberwałem. Trafił we mnie wazon, który trzymałaś w ręce. Puściłaś go z taką siłą, że do dzisiaj mam małą bliznę.
No tak, pamiętam. Nie poznałam go kompletnie. Muszę przyznać, że wyprzystojniał no i urósł. Kiedy miał jedenaście lat był niższy od mnie.
- Pokaż tą bliznę - wypaliłam.
- Mam się rozebrać? - uśmiechnął się obnażając wszystkie zęby.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć ściągnął bluzę i wykręcił się do mnie plecami. Miał bardzo bladą skórę, przypominała mleko. Był bardzo szczupły, bo na jego ciele można było dostrzec wszystkie kości, a jeśli chodzi o bliznę nie była duża. Wręcz przypominała małe zadrapanie, w stosunku do blizny na szyi była nieistotna.
Jeju, jak mnie zdenerwował ten dyrektor -,- Jest takim wrednym gburem, którego kompletnie nie obchodzą losy ich uczniów, zależy mu tylko na tym, by ich skarcić, ukarać i mieć z nimi spokój. Jeszcze pali, no ok, niech sobie pali, ale nie w szkole, gdzie powinien świecić przykładem. Przynajmniej dobrze, że nie ukarał Blanki. Ale kurczę, to przecież nie była jej wina, a zawsze jest na nią. To inni powinni siedzieć na dywaniku.
OdpowiedzUsuńNigdy bym się nie spodziewała, że Oliwier jest bratem Laury. Naprawdę myślałam, że skoro ona tak wkurza się na Blankę o byle spojrzenie na niego, to jest w nim zakochana, a tu jeszcze lepiej. Ech, całe szczęście, że nie jest taki sam jak ona. Na razie wydaje się być bardzo miły i sympatyczny. Lubię go ;)
Zaprowadził Blankę w lepsze miejsce, do takiego małego raju. Jaki miał w tym cel? Tego nie wiem, ale bardzo się cieszę, że w razie czego będzie miała gdzie uciec i się wyciszyć, odprężyć.
Cóż, czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam i życzę mnóstwa weny ;)
Świetne :3
OdpowiedzUsuńTego to ja się nie spodziewałam. Hmm... Chyba jednak wolę, że Blanka była z Oliwierem :D
Hejo! :3 Rozdział jak zawsze świetny! :D Baaardzo mi się podobał! xD
OdpowiedzUsuńHehe. Blanka musiała wziąć udział w bijatyce. A jak! :D Pobiła chłopaka i to jeszcze starszego od siebie! Nie wiem czemu, ale jestem cała happy z tego powodu. Jest to przemoc, ale w końcu bohaterka działała w swojej obronie. Przecież ten chciał ją udusić! Damski bokser! Co z tego, że Blanka dogadała jego dziewczynie - Laura to strasznie wredna pindzia, nie lubię jej i nie nabiorę do niej sympatii- powinien wiedzieć, że dziewczyn się nie bije! Co za chłopak! Facet nie powiem, bo nie dojrzał :D
Dyrektor.... Cóż. Nawet fajny gość. Niby taki.... No nie wiem, jak to powiedzieć. Da się go podbić :D Myślałam, że da Blance naganę, czy coś. Chwilami bałam się, że wywali ja ze szkoły, a tego bym nie chciała. Już boję się reakcji na wieść ojca bohaterki :/
Kto by pomyślał, że ojciec pijak z córką podnosił ciężarki? To było urocze wspomnienie *♡* Szkoda tylko, że facet taki się stał... :/
I pojawił się Oliwer! Jupi ja jej! Jestem happy z tego powodu! Nie wiem, czy już o tym wspominałam, ale bardzo go polubiłam :D Jest to jeden z moich ulubionych bohaterów :3 Jego osoba jest bardzo interesująca, ale i tajemnicza, co bardzo utrudnia w jego odgadnięciu. Podejrzewam, że on nie jest... Hmm. Człowiekiem? Może to jeden z wilkołaków? Wcześniej mówił, że jest potworem... To może stąd ta jego blizna! Może jakiś wilkołak go ugryzł i on się stał tym stworzeniem?! Zobaczymy xD
A! Bym zapomniała! Zaskoczyłaś mnie, że on jest przyrodnim bratem Laury! Jej! Byłam w szoku! Bardzo mnie tym zaskoczyłaś ^.^
To miejsce... Jest cudowne! Też chciałabym, by chłopak zabrał mnie w takie miejsce. Wiesz... Ja to taki typ romantyka ^.* Widać, że bohaterom bardzo fajnie się ze sobą przebywa i rozmawia. Bardzo mnie to cieszy :D
I bym zapomniała! To, jak Blanka powitała Oliwera było wspaniałe! Nie mogłam się powstrzymać od nie uśmiechnięcia się! Naprawdę! To było takie... Sweet! *♡* Chce takich momentów więcej! :D
No właśnie! Muszę na Ciebie nakrzyczeć! Co z tym zeszytem, który bohaterka znalazła? Bardzo mnie zaintrygował. Wilkołaki.... Widać, że Twoja historia jest fantastyczna! Ale nie o tym! Przeczuwam, że Blanka tego zeszytu nie znalazła przypadkiem. Tak mi się wydaje, no bo kto zostawiłby taki zeszyt?
No to czekam kochana na nn! Potopu weny życzę, buziaczki! :***
PS. W wolnej chwili zapraszam do mnie :D
madziula0909
Właśnie w tej chwili skończyłam czytać rozdziały. Niesamowicie wszystko opisujesz. Charakter, zachowania bohaterki... Tak mi strasznie szkoda Igora! Jest taki mały, a wszystko stracił. Mamę, po części tatę. Nie wiem jak to wszystko znosi Blanka. Lubię Oliwera, wydaje się być pogodny. Czekam na next i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWilki. Oliwier . Tajemnice.
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie!!!!!
Czekam na dalsze rozdziały !
http://ashleyslifestorybyjogurtowa.blogspot.com/2015/02/rozdzia-3.html?m=1
Cześć!
OdpowiedzUsuńUwielbiam główną bohaterkę. Nie jest słaba, potrafi o siebie zadbać i - co ciekawe - umie obronić najbliższych, co ja uznaję za naprawdę szlachetne zachowanie. Pomijając fakt, że bije się przy najbliższej okazji, ale jak dla mnie to po prostu super. Widać również po tym rozdziale, że nie jest też "wszechmogąca" i także ma ukryte marzenia, jak choćby takie życie bez zmartwień.
Laura to typowy plastik - takie wrażenie odniosłam, kiedy czytałam o niej. Jedyne, do czego się ona może nadać, to do recyklingu. Skakanie z faceta na faceta - niespecjalnie szanuję takie osoby... a jestem jedną z najbardziej tolerancyjnych osób. U ciebie w opowiadaniu zauważyłam już oznaki Rasizmu i szczerze - nie dziwię się, że Blanka jest taka, jaka jest. Dobrze zrobiła, działając Laurze na nerwach, kiedy tak zachowała się przy Oliwierze. Aż się uśmiechnęłam. I coś tak czuję, że bohaterka będzie często wracać do tego lasu. Albo nawet jej marzenie się spełni?
Żeby poznać odpowiedzi na moje pytania - czekam na następny rozdział! :D
Pozdrawiam i ślę dużo weny.
Świetne opowiadanie :) Będę czytać regularnie. Zapraszam do mnie justhavedreamm.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJaki ten dyrektor jest wredny , masakra.
OdpowiedzUsuńCiekawie piszesz , obserwuje i licze na to samo.
http://forgive22.blogspot.com/2015/02/walentynki.html#comment-form
Trochę mi zajęło dobrnięcie do końca rozdziału, ale było warto :) Masz bardzo "lekkie pióro". Łatwo sobie wyobrazić to, co chcesz przekazać podczas pisania czytelnikowi. No i podziwiam za pomysł na fabułę!
OdpowiedzUsuńhttp://ksiazkimoimwiecznymzyciem.blogspot.com
piszesz z zadziwiająca lekkością ;)
OdpowiedzUsuńczekam na więcej!
/ chodzmypopoecic.blogspot.com
Jejki! Piszesz genialnie super lekko się czyta! Kurcze no nie wiem co napisać! Az mi mowe odebrało! Pozwolisz że wypowiem tylko jedno wielkie WOW! Głowna bohaterka the best! <33
OdpowiedzUsuńhttp://miloscwczasachapokalipsy44.blogspot.com/
Hej wszystko jest świetne i w ogóle . Życzę weny a tymczasem zapraszam do komentowania mojego bloga i zagłosowania w ankiecie anonimowej na blogu . :http://janastolatkaaga.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń