- Ty... - właśnie miałam go uderzyć w twarz, kiedy niespodziewanie pojawił się jakiś chłopak i popchnął go na ścianę. Przycisnął za szyję i szeptał coś niezrozumiałego w rodzaju "Przeproś ją". Andrzej to silny facet, kiedyś, to znaczy wtedy kiedy jeszcze nie chlał był górnikiem. Wyjeżdżał na Śląsk i zawsze przywoził trochę pieniędzy swojemu bratu. Ale kiedy on wyjechał do Stanów, bo poznał tam swoją żonę, uznał, że nie ma sensu tam wracać, skoro nie musi pracować na czyjeś utrzymanie. Od tamtej pory z braku zajęć sięgnął po wódkę. Typowe jak dla mężczyzn z naszego miasta. Jednak z łatwością odepchnął z siebie chłopca. Wtedy rozpoznałam go. Chłopak z blizną, ten sam, który właśnie dopiero co kradł, ten który wywołuję u mnie strach i podziw. Bezmyślnie kopnęłam Andrzeja w brzuch, tak, że zgiął się w pół i w szoku odwróciłam się i po prostu chciałam odejść. Nie myślałam o tym, że za mną może właśnie alkoholik wymiotuję, bo przyznam szczerze dość mocno oberwał.
- Łapy precz! - wrzasnęłam, kiedy poczułam, że ktoś muska moją dłoń.
- Dziewczyna, która siłuję się z własnym życiem. Nawet nieźle to brzmi, tylko lepiej będzie jak wykorzystasz swój dar do bardziej ambitnych celów, niż bitka z miejscowymi, że tak powiem "mieszkańcami".
- Odczep się idioto! - ryknęłam uwalniając dłoń i obróciłam się na pięcie.
Miał trochę racji. Siłuję się z własnym życiem, ale i tak zawsze przegrywam. Czy jestem za słaba? Jeden zero dla ciebie podły losie. Z resztą on bredzi! Mówił w taki przekonywujący sposób, że każdy uwierzyłby w byle głupotę. Jego głos był krzepiący, spokojny... Co ja mówię! To zwykły palant! Co z tego, że chciał mnie uratować, przecież nie potrzebuję pomocy!
- A tak w ogóle to mam na imię Oliwier - uśmiechnął się obnażając swoje białe zęby.
Popatrzyłam na niego z ukosa i wystawiłam język. Moja maniery czasem mnie przerażają, ale nie miał prawa tak po prostu łapać mnie za rękę! Czy nie uczono go w szkole, że to nie taktowne?!
- Blanka, czemu nie czekasz!?
Kolejna osoba ma do mnie żal. Ja chyba eksploduję! Czuję się jak wulkan. Wszystko za szybko się dzieje. Chciałabym, żeby żyła mama, ja po prostu nie wyrabiam! Bycie matką, ojcem, uczennicą, siostrą, córką, żywicielem w jednym to staję się powoli nierealne. Kiedy ja ostatnio miałam chwilę tylko dla siebie? Nie mam ani momentu wytchnienia, latam za kasą, troszczę się o Igora, bo w każdej chwili Kwiatkowska może nasłać na nas opiekę społeczną i nawet nie spostrzegłam tego, że życie umyka mi przez palce. Chcę wygrać walkę z własnym losem. Nie mogę być słaba - powtarzam sobie. Ach... chyba za bardzo wzięłam sobie do serca słowa tego chłopaka.
- No to dzielimy się po równo? Po pięć. Niezbyt dużo, ale zawsze coś. Będzie na jutro...
- Zatrzymaj dychę. Igor i tak dostał kasę za pilnowanie kotów - powiedziałam odgarniając zaplątane włosy.
Emil spojrzał na mnie podejrzliwie. Zazwyczaj chętnie zabierałam każdy grosz. Wiedział, że jestem w fatalnej sytuacji, więc próbował mi pomagać, ale to na nic, bo przecież jego życie też nie układa się kolorowo. Kiedyś wszystko wydawało się takie łatwe. Gdy ojciec wracał pijany do domu uciekałam z mieszkania i pukałam do drzwi Emila. On zawsze wiedział o co chodzi, nie pytał o nic, po prostu wpuszczał mnie do środka i kładliśmy się razem na łóżku płacząc w koc. Przytulał mnie a ja zasypiałam w jego ramionach. Jednak nie mogę ciągle się chować, teraz nauczyłam się przeciwstawić ojcu. Już nie jestem taką bezbronną istotką. Kiedy Emil pierwszy raz pojawił się w nowej szkole nie zapomnę tego jakich upokorzeń doświadczył. Z resztą teraz wcale nie jest lepiej. "Do Afryki czarna małpo" krzyczały dzieciaki śmiejąc się bezczelnie. Dziwię się dlaczego nauczyciele w ogóle nie reagowali. Byli tacy sami jak te bachory. Któregoś dnia chłopak z równoległej klasy - Krystian, jeśli dobrze pamiętam wysmarował się czarną pastą do butów i podszedł do Emila mamrocząc "Masz sprzymierzeńca, to jak, teraz pokażesz mi jak żyją małpy?" Wtedy nie wytrzymałam przyłożyłam mu z całej siły pięściom w twarz. Z jego ust popłynęła krew, a kiedy dotykał je z przerażeniem zorientował się, że stracił kilka zębów. Dostałam niezłe lanie od ojca, bo został wezwany do szkoły. Nie ryczałam, przyjęłam ból z honorem. Od tego momentu często się biłam. Wywoływałam bójki i pojedynki. Ciągle na moim ciele pojawiały się nowe siniaki, ale muszę przyznać byłam w tym całkiem dobra. "Ty głupia chłopczyco! Musisz dostać porządne lanie, żebyś się opamiętała" - powtarzała Kwiatkowska, kiedy spotykała mnie na schodach. Ale co miałam robić? Nie miałam kompletnie żadnych przyjaciół, to znaczy poza Emilem. Nigdy nie interesowały mnie "sprawy dziewcząt". Miałam gdzieś jak wyglądam, sprawy makijażu, nie myślałam o chłopcach i nienawidziłam się stroić. W sumie "sprawy chłopców" też wydawały mi się nudne, więc nie można określić mnie "chłopczycą". Nie lubię oglądać meczów, za sportem zresztą też nie przepadam, a tym bardziej za samochodami. Inteligenta też nie jestem, więc w sumie jestem nijaka. Tak jak wszystko na tym osiedlu.
- No to cześć. Odprowadzić cię jutro na przystanek? - zapytał kiedy staliśmy pod drzwiami mieszkania.
Pokiwałam twierdząco głową i otworzyłam drzwi. Odwróciłam się i spojrzałam na Emila, który wychodził na górę. Przez moment chciałam go pocałować w policzek na pożegnanie. To było by dziwne. Nigdy z nikim czule się nie żegnałam. Chłopaka też nie miałam, nie całowałam się... Jednak teraz z perspektywy czasu, zaczynam zastanawiać się, czy on zawsze czuł do mnie tylko przyjaźń? Ogarnij się Blanka ! Rozkazuję sama sobie. Zaczynam przypominać Laurę. Otworzyłam drzwi i już od progu dobiegł mnie nieprzyjemny zapach. Ślady wymiocin, rozlany alkohol. Urządził sobie śmierdzącą melinę. Kopnęłam butelkę nogą, tak, że wylała się z niej wódka. Otworzyłam na oścież okno, żeby przewietrzyć pokój. Gdyby teraz tu weszła Kwiatkowska... Wolę o tym nie myśleć. Cisza. Ojciec pewnie śpi, ale Igor? Może płaczę w pokoiku, a jeśli on coś mu zrobił? Nie wybaczę sobie tego. Trzasnęłam mocno drzwiami i spanikowana weszłam do pokoju Igora. Byłam gotowa na wszystko, no może prawie wszystko... Do moich uszu dobiegło ciche szlochanie. Ów... jak dobrze, czyli jednak żyję. Kiedy usłyszał moje kroki zerwał się na nogi, jak spłoszone zwierzę.
- Ta-ata zablał pienioski - wyjąkał płacząc.
Uklękłam przy nim gładząc go po włosach. Co tam pieniądze, ważne, że żyje.
- Pani Róża tu była? - zapytałam całując go w czoło.
Potrząsnął głową. No to cudownie, przynajmniej Kwiatkowska nie dowiedziała się o dzisiejszym pobojowisku. Ciepłe łzy Igorka spływały mi na kolana. Kochany malec, tak bardzo się przestraszył. Nie zasłużył na takie traktowanie. Czasem chciałabym, żeby ojciec umarł, wiem to podłe, ale jedyne rozwiązanie na tak fatalną sytuację. Kiedy gładziłam go po czole nagle wyczułam niezastygniętą jeszcze krew. Odgarnęłam brązowe kosmyki włosów i ujrzałam rozdartą skórę.
- Uderzył cię? - dopytywałam z wielkim współczuciem.
Kiwnął głową. Mógł mnie zabić, rozszarpać, pociąć, ale jak mógł tknąć małego Igorka? Czy on w ogóle się nie kontroluję? Co zawiniło mu małe, bezbronne dziecko? Jest potworem, bestią stworzoną do rujnowania tego co jeszcze nam pozostało i do tego zasilaną alkoholem.
Otworzyłam powoli oczy. Ciężkie powieki utrudniały mi widzenie. Po kilku sekundach zorientowałam się, że leżę na dywanie w pokoju Igora. Spojrzałam na kolana, a na nich zobaczyłam śpiącego braciszka. Był taki słodki kiedy spał. Uśmiechnęłam się sama do siebie, podniosłam go i położyłam na łóżku. Siódma pięć. Muszę szybko zebrać się do szkoły. Niechlujnie spakowałam książki do plecaka, zrobiłam sobie kanapkę z serem, który jeszcze został z poniedziałku. Weszłam do łazienki spojrzałam jak co dzień w lustro i jak zwykle przeraziłam się. Z dnia na dzień wyglądam coraz gorzej. Splątane włosy to nic w porównaniu z podkrążonymi oczami. Nie chcąc oglądać swojego odbicia szybko umyłam zęby i pomknęłam do autobusu.
Usiadłam na ławce obok placu zabaw, właśnie tam miałam czekać na Emila. Podrapałam się za uchem i wtedy zauważyłam dziwny zeszyt. Leżał sobie tak po prostu na ziemi. Chyba nikt nie położyłby dziennik na środku drogi jeśli byłby bardzo ważny. Ciekawość mnie zżerała. Rozejrzałam się dookoła i bez namysłu chwyciłam zeszyt. Otworzyłam zieloną, grubą okładkę i na stronie tytułowej zobaczyłam napis "Może wtedy znów będziesz człowiekiem". Co to miało znaczyć? Może Kwiatkowska napisała książkę dla swoich kotów, w której opisuję jak bardzo by chciała, żeby jej zwierzaki miały postać ludzką. Obróciłam szybko stronę i zwątpiłam w swoją pierwotną teorię. Strona była zajęta rysunkiem srebrzystego wilka. Muszę przyznać ktoś ma wielki talent, sama chciałabym tak rysować. Wilk miał dziwne oczy, przypominały bardziej oczy człowieka niż drapieżnika. W dodatku po pysku zwierzęcia sączyła się czerwona krew. Obróciłam stronę i zobaczyłam kolejny rysunek. Mała dziewczynka o złocistych, falowanych włosach wtulała się do potężnego zwierzęcia, który mocno krwawił. To znów był wilk! Ta krew, również była zastanawiająca, ale moją uwagę przykuł cień, który był rzucany przez zwierzę. W cale nie przypominał czteronogiego wilka, był to cień ludzki.
- Hej Blanka, jak tam noc? W porządku? Wyspana?
Błyskawicznie zatrzasnęłam dziennik i zerwałam się na równe nogi. Nie chciałam, żeby Emil zobaczył te rysunki. W sumie sama nie wiem dlaczego. Jak byliśmy bachorami znalazłam zabitą żabę. Mocno krwawiła, a z jej wnętrza wypływały flaki. Emil nalegał, żebyśmy ją zakopali. Ja wtedy się na niego obraziłam i powiedziałam, że nic nie rozumie. Włożyłam ją do plecaka, a w domu pocięłam ją na części. On zawsze był miłym, dobrodusznym chłopakiem, a we mnie płynęła krew buntownika, podłej żmij gotowej na wszystko. Może dlatego pomyślałam, że obrazki będą dla niego zbyt drastyczne.
- O której dzisiaj kończysz? - zapytałam, kiedy przechodziliśmy obok księgarni.
- Wpół do czwartej, a ty?
- O drugiej, ale chyba pójdę do Jackowskiej zbierać jabłka.
Weszłam po schodkach bez słowa pożegnania. Drzwi zatrzasnęły się. Kierowca kończył palić papierosa, kupiłam najtańszy bilet i usiadłam na drugim, pustym siedzeniu przed Kwiatkowską. Autobus dziś nie był tak przepełniony jak zwykle. Było jeszcze sporo pustych miejsc. Janka - dwudziestoletnia dziewczyna, trochę niezdrowa na umyśle przypatrywała się mi srogo.
- Skąd to masz? - zapytała wskazując na zielony dziennik.
Odwróciłam się i schowałam zeszyt do plecaka, tak, żeby go już nie widziała. Może to była jej własność? W sumie raczej nie, Janka nie potrafi dobrze pisać, więc rysować też raczej nie. Miałam dziwne uczucie, że właśnie ten dziennik sprawi mi wiele problemów.
- Wolne? - zapytał blondyn, podchodząc do mojego siedzenia.
No pięknie, jeszcze jego tu brakowało. Dlaczego ciągle muszę na niego wpadać? Powoli zaczynał mnie wkurzać. Przesunęłam się na siedzenie bliżej okna, a on ściągnął plecak i usiadł obok mnie. Uśmiechnął się do mnie i miło spojrzał swoimi dużymi, błękitnymi oczami. Aż za miło...
- To jak ci na imię? - zapytał uwodzicielskim głosem.
- Blanka - powiedziałam od niechcenia i wpatrywałam się w szybę.
- Ładne imię... A tak przy okazji dzięki, że na mnie nie doniosłaś.
- Nie jestem kapusiem - parsknęłam obrażona.
Bezczelny idiota, co on sobie myśli? To prawda jestem zdolna do wszystkiego, ale bez przesady nie jestem krętaczem. Może jestem ogromną kłamczuchą, ale ubekiem na pewno nie. Chciałam milczeć. Patrzyłam na mijające nas samochody i w duchu prosiłam, żeby już nie zadał żadnego pytania. Widziałam jak zasuwa zieloną bluzę w taki sposób, żebym nie dostrzegła dużej, spuchniętej blizny.
- Kto ci to zrobił? - ja to jednak jestem bezczelna. Skoro on zagaduję mnie w taki sposób, żeby mnie upokorzyć, to dlaczego ja nie mogę?
Czułam, że walczy z własnymi myślami. Ja na jego miejscu chybabym takiej dziewczynie jak ja przyłożyła, ale w końcu kobiet się nie biję. Mocno odetchnął i zacisnął mocno oczy. Czyżby aż tak cierpiał z tego powodu? Może ojciec chciał mu poderżnąć gardło... Nie, aż do tego nie byłby zdolny. Chyba, że po pijaku. Nachlany człowiek w ogóle się nie kontroluję.
- Mogę ci zaufać? - zapytał z nutą przerażenia w głosie.
Wzruszyłam ramionami, na znak, że nie za bardzo mnie to obchodzi. Jednak on odebrał to inaczej.
- Raz w miesiącu... O pełni księżyca - zaczął - W głębi lasu... - To znaczy...pogryzł mnie wilk.
Co? Znowu te bydle? Kręci palant, pewnie widział, ten dziennik, myślał, że jestem aż taka naiwna. Nie odezwałam się ani słowem. W jego oczach pojawiły się łzy. Udaję, czy przypomniał sobie ten moment? Ja to widzę tak. Wrócił do domu, ojciec kompletnie pijany, on z przerażenia zamknął się w pokoju i próbował zasnąć. A wtedy ojciec podszedł i okaleczył go nożem. W sumie niezbyt przekonywująca historia, przypomina beznadziejny horror. Może pogryzł go pies? A zresztą, co mnie to obchodzi? Nie będę się wtrącać w nie swoje sprawy. Co ja mam mało problemów na głowie?
- Jestem beznadziejny - użalał się na sobą patrząc w zaciśnięte dłonie - Matka jest na skraju rozpaczy, ojciec znalazł sobie nową panienkę, a ja.. ja jestem potworem.
Poczułam się trochę dziwnie. Nie znaliśmy się, a on zwierza mi się ze swoich problemów. Nie potrafię pocieszać ludzi, co miałam zrobić?
- Mój ojciec chleje, matka nie żyję, brat jest jeszcze mały, nie mamy pieniędzy. Chyba nie tylko ty masz problemy - na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
Wysiadł pierwszy i dobrze. Chciałam sobie sama porozmyślać. Janki też już nie było, więc bez przeszkód otworzyłam dziwny dziennik. Pełno rysunków wilków, dużo krwi, przemocy czy to pamiętnik psychopaty? Srebrzysty sztylet błyszczał od blasku księżyca. Mężczyzna w średnim wieku wbijał ostrze w wijące się z bólu zwierze. I dziwny podpis na górze "Nie zabiję cię, nawet gdy nie będziesz człowiekiem". Trochę to wszystko zaczynało mnie przerażać. Wataha wilków nad ciałem małego chłopca. Gdy przyjrzałam się bliżej zrozumiałam, że chłopczyk stracił rękę, która właśnie znajdowała się w pysku bestii. Kolejny obrazek, kolejny wilki. Tym razem, było ich dwa, jeden z nich pożerał drugiego. Zerknęłam na obrazek, który widziałam już przedtem, kiedy Emil przyszedł, żeby mnie odprowadzić. Dziewczynka, z wilkiem i te dziwne cienie... Gwieździste niebo, pełnia księżyca. Wtedy nie zauważyłam tekstu, który widniał na stronie obok.
Może, może znów będziesz człowiekiem.
Srebrzysta sierść zmieniła ciało twe.
Będziesz człowiekiem, dopóki w żyłach płynie ludzka krew.
Obmyję rany twe, a wtedy znów ujrzę twe prawdziwe oblicze.
Pełnia oświetla twoje łzy, lecz oczy już przestają być ludzkie.
Może, może znów będziesz człowiekiem.
Twe serce zabiję jak dawniej, ty znów będziesz człowiekiem.
Nikt nie dowie się, że nie byłaś kim jesteś. Ja obiecuję ci.
Może wtedy zapomnisz jak bardzo tego chcesz.
Pamiętam jak gwiazdy oświetlały włosy twe, a dziś nie jesteś już człowiekiem.
Może, może znów będziesz człowiekiem.
Nie zapomnę tego dnia, bo to koniec twego życia. Teraz nie będziesz człowiekiem.
W oczach dziwny lęk, lecz serce jeszcze ludzkie.
Nie zabiję cię, nawet gdy nie będziesz człowiekiem.
Nie zapomnij siostry swej, nawet gdy nie będziesz człowiekiem.